Popularne posty

poniedziałek, 23 września 2013

Przykro mi... :( takie moje pożegnanie...

   Przyjaźń? Czy wogóle istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną? Czy to jest tylko mrzonka? Zawsze myślałam, że taka przyjaźń jest możliwa, że ze swoim przyjacielem mogę o wszystkim porozmawiać, pożartować, pośmiać się czy popłakać. Jednak jakiś czas temu przeczytałam słowa, które niesamowicie wpadły w mój umysł. Ktoś mi powiedział, że nie ma przyjaźni między kobietą a mężczyzną, bo przeradza się ona w coś innego. Zaczęłam o tym myśleć. Doszłam do wniosku, że w sumie ma rację. A ja mam i tak takie pogmatwane życie, że nie mogę bezkarnie wciągać w nie innych.
  Boli mnie od jakiegoś czasu "serce". Jest mi przeraźliwie smutno. Życie nie daje o sobie zapomnieć. Codzienność dobija mnie. Moja codzienność. Usłyszałam niedawno słowa "Bo Ty widzisz tylko te złe, smutne chwile swojego życia, naszego życia"... . Hmmmmmm.... czy ja widzę tylko te złe? W sumie nie! Dostrzegam i te dobre, niestety tych gorszych było tyle, że "przykryły" grubą patyną te inne. Smutno mi :(
   Zostałam zmuszona przez życie do zerwana kontaktów z moim światem. Skarżę się? W sumie tak trochę się skarżę. Zostałam "sama" ze swoimi myślami. Zostałam sama z moim bólem. Zostałam sama ze swoim strachem.
   Muszę przyznać, że tak ! Boję się! Nie wiem co będzie dalej. Tak szczerze mówiąc nie widzę już szans na to żeby było inaczej, lepiej. Boli mnie kiedy pomyślę, że osoby z którymi utraciłam kontakt mogą o mnie źle myśleć. Chciałabym, żeby były szczęśliwe, to ucieszyłoby mnie najbardziej. Tego im z całego serca życzę. I oby ich życie nie było tak pokręcone jak moje, chyba, że w takim pozytywnym sensie. Mogę tylko napisać: Przepraszam za wszystko...  :(

sobota, 31 sierpnia 2013

byś coś napisała leniuszku ... :P

  Faktycznie już jakiś czas zbieram się za napisanie czegoś ;) zbieram się i zbieram i zebrać nie mogę. Dziś znów nietypowo bo zdjęciowo. Pewnie niewiele z Was wie, że uwielbiam zdjęcia. Jestem fascynatką pięknych fotografii i sama bym chciała być tak uzdolniona jak wiele moich znajomych, które mają wprost niezwykłe, rewelacyjne zdjęcia. Fakt, niestety finansowo u mnie kiepsko i nie mam lustrzanki ani żadnego fajnego czułego aparatu. Miałam kiedyś zwykłą, najzwyklejszą cyfrówkę lecz niestety zaczęła mi prześwietlać zdjęcia. Pozostało mi na razie robić zdjęcia aparatem z telefonu.
   Uwielbiam zdjęcia przyrody, ale i krajobrazów :)
Moim wielkim, największym marzeniem jest kiedyś zdobyć taki fantastyczny aparat, którym mogłabym robić mega zdjęcia :)

 Na razie macie efekty moich "telefonowych" pstrykań :)














to takie zdjęcia z naszej ostatniej wyprawy pod namiot nad jezioro :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Konkurs Toldinki i Pierre Rene !!!

Bardzo rzadko ostatnio uczestniczę w konkursach ale ... na jednym z blogów jest bardzo fajny konkurs :)
Zapraszam i zachęcam do wzięcia udziału :)


http://tusziwanilia.blogspot.com/2013/08/konkurs-toldinki-i-pierre-rene.html


----> to dziś taka odskocznia od codziennych tematów :) bawmy się :)

czwartek, 18 lipca 2013

Życie na zwolnionych obrotach...

         Nigdy w życiu się tak nie bałam jak ostatniej niedzielnej nocy. Dostałam krwotoku z nosa. Pierwszy zatamowałam ale niedługo potem pojawił się drugi z którym nie mogłam sobie dać rady. Nie pomagały żadne sposoby włącznie z zimnymi okładami a krwotok stawał się coraz silniejszy, leciało mi również w buzi :(  Obudziłam córcię, która z przerażeniem na mnie spojrzała, pobiegła jednak po sąsiada i pomagała mi jak mogła, żebym się nie ruszała i nie zalała pół chałupy. Sąsiad szybko się zebrał, ja wsiadłam tak jak stałam w bluzce delikanie pochlapanej krwią i pojechaliśmy na pogotowie. Bagatela tylko 10 km od nas. Nie wzywałam pogotowia bo szczerze mówiąc pomyślałam "-do nosa?  , przecież to tylko nos". Na pogotowiu pani doktor popatrzyła jak na jej podłogę skapuje moja krew z przemoczonego kłębka papieru. Stwierdziła, że leków nie ma, żeby mi dać, wypisała skierowanie do szpitala i skoro jesteśmy zmotoryzowani to kazała nam samym do tego szpitala jechać. Więc w samochód i następne 20-25 kilometrów do wskazanego szpitala. A krew leciała już jak z kranu. W szpitalu na izbie popatrzyli, pokiwali z politowaniem głową i stwierdzili, że nie przyjmą bo oni nie mają dyżuru laryngologicznego. Dodajmy, ze szpital na obrzeżach miasta. Kazali jechać do szpitala w centrum miasta. Pojechaliśmy bo cóż robić? Ja czułam się coraz słabsza, zalewała mnie w dosłownym tego znaczeniu krew. Dojechaliśmy. Weszłam na izbę przyjęć, oczy wszystkich skierowały się na mnie a ja jak sierota. W jednej ręce torebka, w drugiej reklamówka jednorazowa z biedronki w której pełno zwitków przemoczonych krwią. Reklamówka cała we krwi, żadnego suchego miejsca, ja cała we krwi, buzia, bluzka, spodnie, buty, nogi - dość powedzieć kręcą chyba horror. Nawet we włosach krew. Pani pielęgniarka i panowie ratownicy rzucili się mi na pomoc. A ja już ledwo stoję...
  Zaprowadzili mnie na salę chyba pierwszej pomocy, rozebrali ze swetra, położyli, mierzą ciśnienie 90/60 (moje normalne to 120/90) więc jakoś tragedii nie ma. Mierzą ponownie a tu 70/40 a ja odpływam. Spojrzałam na sufit a światło rozlało się na cały sufit, kontury straciły ostrość a ja nie mogłam ruszać żadną kończyną :( dostałam momentalnie kroplówkę. Przyszła pani doktor i mówi "zakładali pani w tamtym szpitalu tamponadę" ja jej na to, że nie. Pani pielęgniarka do pani doktor rzuciła " Pani przywiozła ze sobą pół torby krwi..." Okazało się, ze porobiły mi się takie totalne skrzepy, że wyglądałam jakbym miała już opatrunek wewnątrz nosa, to one chyba mnie uratowały ponieważ zatamowały krwawienie. Pani doktor kazała wydmuchać te skrzepy, więc usiadłam choć w głowie helikoptery, i próbuję dmuchać. Okazuje się to wcale nie takie łatwe :( a pani doktor krzyczy, ja dmucham a w głowie coraz bardzie mi się kręci. Udało się, poleciało trochę krwi, ale na szczęście kran się już naprawił. Pani doktor stwierdziła, ze krwawienia nie widać, a krwotok to pewnie przyczyna skoku ciśnienia lub urazu. Zajęli się mną ratownicy, zawieźli na salę gdzie wykonali szybciutko badanie krwi- hemoglobina spadła do 10. Cały czas byłam monitorowana, kiedy moje ciśnienie podskoczyło do 103/68 zostałam wywieziona na górę, na oddział laryngologiczny gdzie panie pielęgniarki wprowadziły mnie na salę pooperacyją, tam podłączyły mnie do maszyny moniturującej. Trwało to już kilka godzin, na oddziele pojawiłam się koło 5 rano. Po porannym obchodzie, ponieważ ciśnienie wrócło w miarę do normy 119/79 zostałam przewieziona na salę ogólną. Nakaz- leżeć. W poniedziałek nie przeszkadzało mi to zbytnio - bo w przerwach między wymiotami ( zbyt dużo krwi połknęłam) spałam. Podobno krwi się nie trawi, więc organizm musi ją jakoś wydalić. W nocy spałam, we wtorek większość dnia spałam, zapytałam wieczorem pielęgniarkę czy mogę wstać choć do ubikacji. Dostałam nieoficjalne zezwolenie, bo to już druga doba ale tylko do ubikacji. Następnego dnia już dobrze się czułam więc pana profesora przy obchodzie zapytałam czy mogę powoli wstawać, pozwolił, tylko zastrzegł, że muszę bardzo dużo wypoczywać. W czwartek (czyli wczoraj) ponieważ nic się nie działo zostałam wypisana do domu. Pytałam lekarzy o moje badania to stwierdzili, że wartości mam trochę zaniżone ale na tyle zadowolające, że mogę wyjść. Kiedy wypis miałam już w ręku zapytałam panią doktor, czy wiedzą co mi się stało. Jej odpowiedź trochę mnie zaskoczyła "Nie mamy zielonego pojęcia..." hmmmmmmmmm fakt, oprócz badań krwi nie miałam żadnych innych badań "... najprawdopodobniej przesiliła się pani po operacji i pękło jedno z naczynek krwionośnych w nosie, teraz powinna pani zgłosić się na kontrolę do lekarza, który panią operował..." - nie za wiele mi wyjaśniła. Mam nakazane, dużo wypoczywać, nie schylać głowy, żadnych gorących kąpieli, żadnych słoneczych, żadnego sportu, basenu, wysiłków - krótko mówiąc prawie same zakazy. Zalecenia jak po operacji zatok którą miałam równo miesiąc wcześniej. 15 czerwca miałam operację wycięcia polipa, udrożnienia przejścia między zatokami i prostowanie przegrody nosa. Lekarze podejrzewają, ze właśnie przyczyną mogła być jakaś nie zagojona ranka po tej właśnie operacji.
  Czytam nie raz, nie dwa o sytułacjach kiedy ludzie z poważnymi urazami są odsyłani od jednego szpitala do drugiego, w życiu nie przyszło by mi do głowy, że będę kiedyś jednym z takich przypadków.
  Pomijając całą tą historię moje przemyślenie jest takie, my kobiety stajemy na głowie, żeby w domu wszystko było ok, nawet kiedy nie zawsze dobrze się czujemy. Fakt ostatnio czułam się przemęczona, no i to moje podejście ... no jak to? ja mam leżeć jak trzeba sprzątać?
   Czasami jednak trzeba zacząć żyć na zwolnionych obrotach, słuchać lekarzy, każą leżeć - leżeć, bo potem obroty zwalniają za Ciebie. Muszę się nauczyć, że mam leżeć, a moje obowiązki mają przejąć inni domownicy, muszę to zrobić dla siebie i dla nich. Nie chcę aby taka sytuacja się powtórzyła.
  A horror niedzielnej nocy zaczął się od tego, ze zaczęłam kichać... i polała się krew

wtorek, 25 czerwca 2013

Czasem myślę...

         Czasem myślę, że nie jest tak źle. Po prostu nauczyłam się narzekać. Narzekanie stało się stylem życia, nawet nie  pociesza mnie fakt, ze nie ja jedna tak żyję. nie podoba mi się to, ze przestałam dostrzegać i doceniać dobre rzeczy w swoim życiu. zastanawiam się czy naprawdę ich nie ma czy to ja po prostu ich nie dostrzegam. A przecież tak wiele mam. Mam wspaniałe dzieci, mam zdrowie (lepsze, gorsze - ale jest). Kocham swoich rodziców, którzy mimo tego, ze są niedoskonałymi ludźmi i często popełniali błędy wychowali mnie starając się wpoić we mnie pewne zasady, umiejętność odróżniania dobra od zła czy też umiejętność podejmowania decyzji i ponoszenia za nie odpowiedzialności. Za te wszystkie dobre rzeczy bardzo ich cenię. Kocham mamę, która jest mi wsparciem w ciężkich chwilach, która potrafi wytłumaczyć mi co naprawdę w życiu jest ważne.
       Czasem myślę, że sama się nakręcam. Przecież nie znam wszystkich okoliczności, nie umiem czytać komuś w myślach. Skąd mogę mieć pewność co jest prawdą? Czy prawdą jest to co ja sobie wyobrażam?
       Czasem myślę, ze sama się nakręcam. A czasem okazuje się, ze jednak tą drugą osobę bardzo dobrze znam, bo robi właśnie to co  ja sobie "wydumałam".
      Usłyszałam " ... będę popełniać błędy, Jestem tylko człowiekiem..." . Moja odpowiedź brzmi " Nikt nie oczekuje, że będziesz doskonały, bo nikt nie jest., ważne jest aby umieć się do błędu przyznać i wyciągnąć wnioski. Ważne aby nie wracać, odwrócić się od tego złego postępowania. Ważne jest aby się starać. To dla mnie dużo znaczy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, życie potrafi nam dokopać. Ale czy będziesz szczęśliwszy poddając się, niszcząc Nas? "

piątek, 7 czerwca 2013

przemyślenia... ostrzeżenia... refleksja... MOŻE bajanie a może prawda

   Minęło sporo czasu od ostatniego wpisu. Wiele się dzieje i wiele się działo w tym okresie.
 
   Ile razy słyszałam "przysięgam" tego się nie da zliczyć. Ile razy mówiłam "NIE przysięgaj bo później mówisz, że to ja wymusiłam na Tobie tą obietnicę". 
   Przeczytałam swoje zapiski z listopada 2010 roku. Wtedy napisałam, że: ..."Boję się, ponieważ lekarka powiedziała, że On nie widzi problemu w piciu. Mam nadzieję, że jednak dostrzeże ten problem i postara się z nim walczyć..."
  Złudne nadzieje. Od tamtej pory był ponownie w szpitalu, drugi raz ma zabrane prawo jazdy a On nadal problemu nie widzi. Teraz mówi, ze to wszystko moja wina, że On ma zniszczoną psychikę i nie może zapanować nad atakami agresji i wielkiego krzyku na mnie czy na naszą nastoletnią córkę. A co z naszą psychiką? Czy mamy patrzeć na to co wyprawia i głaskać Go po głowie? On uważa, że ma prawo pić kiedy tego zapragnie a my mamy Go wielbić, szanować, na rękach wręcz nosić. Szczerze mówiąc ja już jestem bardzo zmęczona tym wszystkim. Nie mam siły, moja psychika przez te lata też osłabła. Teraz czasem nie mam siły by żyć.
  Mam problem. TAK!!! Ja mam problem. Ten problem odpędza sen z moich oczu, wyciska z nich łzy i powoduje, że coraz gorzej się czuję. Mam w domu alkoholika. Teraz po tak długim czasie potrafię się przyznać, że jest ten problem, potrafię go nazwać. Kiedyś bałam się, było mi wstyd, zastanawiałam się dlaczego mnie, moją rodzinę to spotkało. Czasem teraz jestem już tak obojętna, że nie obchodzi mnie co On ze sobą zrobi. Nie pozwolę Mu jednak zniszczyć dzieci.
  Przeraża mnie, kiedy ktoś mówi, że jedno-dwa piwka dziennie to nic takiego. Przeraża mnie bo wiem jak to się kończy. WIEM, bo mam żywy przykład w domu. Tłumaczenie "bo ja mam mocną głowę" również nie sprawi, że zmienię na ten temat zdanie. Przekonałam się, jak cienka linia dzieli człowieka od równi pochyłej. A każdy krok w jej stronę grozi ... upadkiem "uzależnieniem".

      Witaj
    w moim świecie
 oprowadzę Cię
            spójrz
    po lewej
kupka marzeń roztrzaskanych
 tuż za nią
    leży sterta
            nieszczęść
  szarych.
Pytasz co tak błyszczy?
   to łzy
 mienią się jak diament
  i jak on ranią.
A tam dalej
     kolorami kusi
  czerwienią błyska
  gniew
   i złość
  Nie podchodź
 zbyt blisko
bo Cię oparzy
  Idziemy dalej?
  a tu leży
odłamek
      to serce
     złamane
 już czarne
             i suche
patyną zwątpienia pokryte
         Nie żałuj
  i tak już nic nie czuje
"A te nitki
   jak pajęczyna" 
         pytasz
To myśli
    tylko one srebrem się 
         skrzą.
 Tylko one jeszcze 
mocne są.
  " A to splątane... chcesz wiedzieć...
jak liny wygląda 
  i mocno tak leży..."
    - to lęki
               obawy
          i strach wielki
   to one to serce
  oplątały
to one sprawiły,
że zczerniało... 15,11,2010


 Kiedy słyszę "Bo to twoja wina... bo ty masz problem... robisz się dewotką... też jesteś alkoholiczką..." ręce mi opadają i rodzi się we mnie wściekłość.
   Pamiętam Jego pobyt w szpitalu. Pamiętam Jego słowa "Popatrz na tych pijaków. Przecież JA taki nie jestem, mam rodzinę, nie stoję pod sklepem tylko ciężko pracuję, nie wynoszę niczego z domu żeby pić, nie piję codziennie. NIE jestem alkoholikiem". Pytanie czy aby na pewno? Bycie alkoholikiem nie oznacza, że wyglądasz jak te osoby, które rozpoczynają każdy dzień pod sklepem. Statystyki mówią, że zdecydowana większość alkoholików to osoby, po których w życiu byśmy nie powiedzieli, że mają taki problem. A słowa... to mnie nie dotyczy, czy też ja taki/-a nie jestem... to tak zwane "wyparcie". Osoby które mają problem z uzależnieniem długo nie potrafią spojrzeć prawdzie w "twarz". Uciekają od problemu. Pytanie tylko czy ich rodziny to długo zniosą i czy w pewnym momencie nie powiedzą DOŚĆ!
   Wszystko można znieść ... ale do czasu.

piątek, 8 lutego 2013

Życie....


Ludzie są niedoskonali,
będą błędy popełniali,
czasem będą upadali,

więc kochajmy ich mocno
bo miłość błędy zakrywa.

Od wczoraj mam reflesyjny nastrój, tak mnie jakoś naszło. Staram się zawsze pamiętać o tym co napisałam ale nie jest to łatwe. W życiu nie zawsze jest z górki, czasem trzeba wejść na górę wielkości Himalajów. Czasem w życiu są takie sytuacje że powalają na kolana i nie pozwalają podnieść się, czasem ból jest tak silny, że ciężko miłością błędy zakrywać, czasem ciężko pamiętać że ta inna osoba jest tylko człowiekiem i jest tak samo niedoskonała jak ja. Czasem po prostu ktoś nie chce zrozumieć jak bardzo Ciebie rani tym co robi. A czasem po prostu nie zależy mu na tym, żeby Cię nie ranić. Słowa kocham to tylko słowa, miłość trzeba też potwierdzać czynami, życiem. Jeżeli druga osoba wie, że takie sprawy Cię ranią a jednak to robi to czy to jest miłość? czy manipulacja?

poniedziałek, 21 stycznia 2013

AVON nowy katalog zapraszam

Wiele osób pewnie nie wie, że jestem konsultantką avonu. Postanowiłam więc opublikować i na blogu katalog, w kocu trzeba iść za postępem techniki :)
AVON: Zobacz najnowszy katalog AVON.
zapraszam :)